Sasza zamknął za nimi drzwi na klucz i włączył latarkę. Znajdowali się w pomieszczeniu, od którego odchodził wyżłobiony w skale korytarz. Wolf zastygł nieruchomo, jak dzikie zwierzę. Przez chwilę, w absolutnej ciszy nasłuchiwał odgłosów z jego wnętrza. Nic poza wilgotnym powietrzem.
Ruszyli szerokim na trzy metry, brudnym korytarzem. W świetle latarki dostrzegł wygięte w łuk ściany, przypominające swą konstrukcją gotyckie sklepienia. Na tym podobieństwa się jednak kończyły. Falista blacha była w większości skorodowana. Przynajmniej w tych miejscach, które raz po raz oświetlała latarka Saszy.
Po pokonaniu kilkudziesięciu metrów dotarli do końca tunelu. Sasza dumnie wyjął z kieszeni klucz, włożył do zamka i przekręcił. Wolf usłyszał chrzęst przekręcanych trybików i zapadek. W tym samym momencie, w który poczuli świeże powietrze, Wolfa opanowało uczucie déjà vu. Jakby tu już kiedyś był.