Anna dopiero po chwili zauważyła Zośkę. Jej pozbawione życia ciało, spadło z jednego z wózków, na których więźniowie układali niezliczone warstwy zwłok. Ci którzy to robili, byli tak chudzi, że sami mogli się położyć na tych ludzkich piramidach.
Brama piekieł otworzyła się przy akompaniamencie muzyki klasycznej, rozpoczynając taniec życia ze śmiercią. Z czeluści obozu wybiegli kapo z kijami i zaczęli rozdawać razy na lewo i prawo, zmuszając wszystkich do rozebrania. Ktoś zabrał Annie jej ubranie, ktoś inny wskazał jej miejsce na apelowym placu. Zawstydzona przykryła rękoma resztki swojej kobiecości, bo Anna Zährer nie była tylko numerem, wciąż była kobietą. Kobietą z dużymi, czarnymi oczami, którymi śledziła drewniane koła wózka pełnego ludzkich kukieł, który powoli toczy się w kierunku krematorium. Ku ostatecznej wolności.