Ignorując dziekana, obserwował niezwykle uroczą, młodą kobietę, która właśnie wyszła na dziedziniec. Natychmiast ją rozpoznał. Lena Miller była niewiele starsza od niego, ale wyglądała tak majestatycznie, że mogłaby być jedną z licznych marmurowych bogiń, wypełniających pałacowe wnętrza. Przeczesała palcami dłoni długie, poskręcane niczym sprężyny, rude włosy, poruszając się przy tym z taką swobodą, jakby w ogóle nie dotykała ziemi. Wolf zarejestrował wiele niespokojnych spojrzeń kobiet, które odruchowo zaczęły poprawiać swoje misterne fryzury. Zwiewna, biała sukienka raz po raz odkrywała jedną z jej opalonych nóg. Karl miał wrażenie, że Bóg stworzył lato wyłącznie dla niej. Zapatrzony w tą zjawiskową istotę nie zauważył, że kieruje się w jego stronę. Przyłapany na podglądactwie, zaczerwienił się jak nastolatek.